Wszyscy mają wspólną przeszłość – przed laty byli bokserami lubelskich klubów: Motoru, Gwarka Łęczna i Avii Świdnik.
Była przed nimi wielka kariera – Alek i Jarek zdobywali złote medale mistrzostw Polski seniorów, a Krzysiek jako junior o mały włos podczas olimpiady młodzieży nie położył na deskach... Dariusza Michalczewskiego!
Czy wszyscy musieli tak skończyć, w kryminale? - Na pewno nie, ale co tu sie dziwić.
Ktoś im najpierw naobiecywał, że w życiu będzie jak w bajce. W końcu sami musieli szukać pieniędzy, żeby z czegoś żyć i zeszli na złą drogę – mówi Władysław Maciejewski, trener pięściarski, szkoleniowiec trójki ze wspomnianych zawodników, dodając, że jednak to nie tłumaczy jego wychowanków.
-Jarek chyba z tych zawodników był najbardziej sumienny, zapowiadał się na wielkiego zawodnika- wspomina zatrzymanego niedawno boksera Maciejewski. - Harował jak wół, niezwykle solidny. Jak miał wykonać jakieś ćwiczenie, dwieście powtórzeń, to nie musiałem nic sprawdzać, wykonał na pewno i to jeszcze więcej. Mało mówił, wiele robił. Dzisiaj jak patrzę na jego karierę, to z pewnością mógł zostać nie tylko mistrzem Polski, ale także z powodzeniem medalistą mistrzostw Europy, świata, czy nawet igrzysk olimpijskich. Pamiętam dobrze, jak podczas zawodów juniorów w Tampere jarek został uznany najlepszym zawodnikiem – wyznaje Maciejewski.
A tak Jarek, zamiast myśleć o karierze, zaczął szukać pieniędzy, by utrzymać rodzinę. Ostatnio najczęściej można było go spotkać jako bramkarza w kilku lubelskich lokalach. Żartował z klientami, ale potrafił też i przyłożyć temu, który nie potrafił się zachować. Jarek (takie imię ma wpisane w dowodzie, nie Jarosław) próbował także otworzyć w Lublinie szkółkę bokserką. Gdy zaczęło się kręcić wspólnik go oszukał i z ambitnych planów wyszły nici.
W końcu 38-latek „zasłynął” przed kilkoma dniami akcją na agencję towarzyską przy ul. Generała Zajączka w Lublinie, nomen omen założoną przed kilkunastoma laty przez Tomka, byłego zawodnika Avii Świdnik. Tomek obecnie odsiaduje wyrok w zakładzie karnym przy ul. Południowej w Lublinie.
-On nigdy nie był wielkim zawodnikiem. Taki w sam raz na ligę. Próbował trochę szczęścia w Niemczech, coś niby tam trenował. Przed rokiem po powrocie do Lublina, chciał prowadzić zajęcia w jednym z klubów w centrum miasta. Skończyło się jedynie na zapale. Teraz siedzi. Szkoda chłopaka – mówi jeden z kolegów pięściarza.
Najdłużej, bo już ponad sześć lat za kratkami, spędza jednak Krzysiek.
-Znalazłem się w złym czasie i złym miejscu. Tak wyszło. Porachunki w Spale pomiędzy grupą łódzką a radomską – mówi krótko o tym, jak znalazł się za kratkami, mający za sobą dwa sezony występów w Motorze zawodnik, skazany za udział w grupie zbrojnej na siedem lat pozbawienia wolności, dziś już podupadły na zdrowiu, poruszający się o kulach 40-latek.
-Krzyśka poznałem jeszcze w Zamościu, gdy trenowałem Hetmana. Potem wraz z dwoma innymi kolegami poszedłem do Motoru, a później do Broni Radom. To był wielki talent, zawodnik, który nikogo i niczego się nie bał. Podczas mistrzostw juniorów nieznacznie przegrał w finale z Darkiem Michalczewskim. Miał naprawdę wielkie serce do boksu. Mógł zajść naprawdę daleko. Tak jakoś dziwnie się później to wszystko ułożyło. Myślę, że był na równi z Tigerem, a także z Gołotą, z którym razem mieliśmy styczność trenować w kadrze juniorów- mówi Władysław Maciejewski.
W samych superlatywach szkoleniowiec wypowiada się także o „Aleksie”, którego trenował w łęczyńskim Gwarku, a który do klubu trafił z Polonii Świdnica, dzisiaj odsiadującym wyrok w zakładzie karnym we Wrocławiu.
-Z tego co wiem, to niestety jeszcze paru jego byłych kolegów, skończyło tak jak on, w kryminale. Może gdyby ktoś pomyślał o tych ludziach.... Może gdyby w Gwarku nadal było drużyna... - kończy trener Władysław Maciejewski.
Andrzej Stachura, prezes Klubu Sportowego Paco, najprężniej rozwijającego się klubu pięściarskiego na Lubelszczyźnie, nie ma wątpliwości, że problemem można by sobie poradzić.
-Gdyby była mocna liga bokserska, często odbywały sie turnieje, to zawodnicy mieliby możliwość regularnego boksowania. Jeżeli już nawet nie startowaliby jako pięściarze, mogli by przecież pomagać w klubie, w szkoleniu młodzieży, potem w organizacji imprez i nie było by takiego problemu. Tylko kto ma to zrobić? Polski Związek Bokserski, Instytucja skostniała, niczym jeszcze z poprzedniej epoki – pyta Andrzej Stachura..