Skromna, zawsze uśmiechnięta i pełna wiary w swoje umiejętności - taką właśnie z pływalni pamiętam Paulinę Barzycka, jedną z najmłodszych naszych lubelskich olimpijek, która po igrzyskach w Pekinie zakończyła sportową karierę i poświęciła się pracy trenerskiej w lubelskiej Olimpii.
Gdy przed ośmioma laty mająca niewiele ponad 18 lat podopieczna trenera Sławomira Pliszki jechała na igrzyska do Aten, już sam start był dla niej wielkim wyróżnieniem. – Przecież to najważniejsza impreza sportowa na świecie – mówiła w rozmowie tuż przed wyjazdem. O mały włos nie przywiozła z niej medalu! Do brązu na 200 metrów stylem dowolnym zabrakło jej zaledwie 0,17 sekundy, czyli dosłownie długości dłoni. Trudno w to uwierzyć – Szok, jeszcze dzisiaj nie mogę w to uwierzyć. Udział w finale był moim marzeniem, a ja zajęłam w nim czwarte miejsce, przegrywając brąz zaledwie o centymetry – wspomina Paulina Barzycka.
Czwarta lokata to najgorsza, jaką może zająć sportowiec. Wszyscy pamiętają medalistów, tych, którzy są poza podium – nie. Lublinianka do dzisiaj jest jednak chyba najszczęśliwszym ze sportowców, który uplasował się kiedykolwiek na tej „najgorszej” pozycji.
– Trzeba cieszyć się z tego, co się udało osiągnąć. Długo nie mogłam ochłonąć po tym, czego dokonałam. W nocy nie mogłam zasnąć – Barzycka opowiada o tym, co wydarzyło się w 2004 roku. Tych, którzy dobrze ją znają , jej ówczesna reakcja nie dziwiła.
Po raz pierwszy wystartowała w międzynarodowych zawodach juniorów 2000 roku w Atenach i... wygrała!
W 2003 roku, jako 17-latka, uczestniczyła w mistrzostwach świata w Hiszpanii, ale już seniorek. Dwanaście miesięcy później pojechała na największy cyrk świata i o mały włos nie została jedną z jego bohaterek. Bo jak inaczej można nazwać fakt, że młodziutka zawodniczka z uczniowskiego klubu, z normalnej szkoły – wszyscy pozostali kadrowicze byli uczniami lub absolwentami Szkół Mistrzostwa Sportowego – wystartowała w igrzyskach i była o dotknięcie palcem od medalu olimpijskiego? To wręcz niewiarygodne, że wychowała się w mieście, w którym do dzisiaj nie ma nawet pięćdziesięciometrowego krytego basenu, ba, nawet w całym województwie, a na najbliższą pływalnię, aby potrenować w komfortowych warunkach, musiała i musi jeździć aż ponad sto kilometrów, do Ostrowca Świętokrzyskiego!
Przed ośmioma laty Paulina i jej trener Sławomir Pliszka dokonali rzeczy niebywałej, pokazali, że można pojechać na igrzyska ze szkolnej, niewielkiej, 25-metrowej pływalni w szkole przy ul. Rzeckiego, że talent, praca oraz lata wyrzeczeń dają sukces.
Wielki talent do pływania
Jak na pływaczkę Barzycka rozpoczęłatrening dość późno, bo dopiero jako dziesięciolatka,
kiedy przeszła do czwartej klasy szkoły podstawowej i trafiła pod opiekę Sławomira Pliszki. Pierwszym nauczycielem pływania lubelskiej olimpijki był jednak Marek Król, który dostrzegł w niej wielki talent.
– Kiedy przed czternastoma laty po raz pierwszy w szkole podstawowej w osiedlu Nałkowskich w Lublinie zobaczyłem Paulinkę – wspomina. – nie miałem wątpliwości, że to wielki talent. Powtarzałem jej jednak, że talent nie wystarczy, by była wielkim sportowcem; oprócz tego musi mieć umiejętność słuchania i cierpliwość.
Jako dziesięciolatka Paulina Barzycka wygrywała na mistrzostwach okręgu z dziewczętami o dwa lata starszymi, dlatego przeniosła się do szkoły z klasą sportową – do SP nr 22 przy ul. Rzeckiego, gdzie od lat działa Uczniowskie Towarzystwo Sportowe Orlik, specjalizującesię w pływaniu i wielobojach.
– Paulina od samego początku była wybijającą się zawodniczką. Niezwykle ambitna, zadziorna, z charyzmą. Dlatego mimo młodego wieku tak daleko zaszła. To niewyobrażalne, zawodniczka z uczniowskiego klubu była o krok od zdobycia medalu olimpijskiego, choć już sam fakt wywalczenia olimpijskiej kwalifikacji był jej ogromnym sukcesem – mówił tuż po starcie Barzyckiej w Atenach prezes Orlika Edward Badziąg.
Życie – najlepszy nauczyciel
W 2005 roku pływaczka przeniosła się do AZS AWF Warszawa, gdzie miała okazję trenować pod okiem szkoleniowca kadry i Otylii Jędrzejczak Pawła Słomińskiego. – To nie było dobre posunięcie, ale nie żałuję, czegoś mnie to nauczyło. Przekonałam się, że moje miejsce jest tutaj – wyznaje dzisiaj Barzycka. Ze stolicy do Lublina wróciła po dwóch latach i już tu została. Najpierw ćwicząc z Pliszką, ale już w nowym klubie Olimpia Lublin, który utworzył szkoleniowiec. Później, już po igrzyskach w Pekinie zostając trenerem. Do zakończenia zawodniczej kariery zmusiły ją problemy z kręgosłupem.
- W 2007 roku zaczęłam realnie myśleć o starcie w Pekinie i przytrafiła mi się kontuzja. Miałam spore problemy z chodzeniem, paraliż prawej nogi. Gdybym nie zdecydowała się na operację, wylądowałabym na wózku inwalidzkim – opowiada Barzycka.
Operacja odbyła się 8 stycznia w warszawskiej klinice Carolina Medical Center, a przeprowadzał ją jeden z najlepszych neurochirurgów, profesor Ząbek. Osiem miesięcy później Paulina popłynęła w igrzyskach w Pekinie i w sztafecie była naszą najlepszą zawodniczką! Zawody, podobnie jak w starcie indywidualnym zakończyła w eliminacjach
- Zawsze trzeba być dobrej myśli, wierzyć, że uda się, nigdy nie poddawać się – kończy Barzycka.
Starty w igrzyskach
* Ateny 2004 – w rywalizacji stylem dowolnym na 100 metrów Paulinę Barzycką zjadła debiutancka trema i odpadła w eliminacjach. Do awansu do półfinału zabrakło jej 19 setnych sekundy. Znacznie lepiej było na 200 metrów. Lublinianka awansowała do finału z piątym czasem (1.59,10), wyprzedzając m.in. legendarną Franziskę van Almsick (Niemcy). W finale było jeszcze lepiej! Zajęła czwarte miejsce z czasem 1.58,62, do medalu zabrakło 0,17 sekundy.
* Pekin 2008 – 32. miejsce w wyścigu na 200 m dow. z czasem 2:00,92 (wynik lepszy niż na Mistrzostwach Polski, imrezie kwalifikującej do IO - tam było 2:01,18). Nawet wyrównanie rekordu życiowego z Aten nie dałoby miejsca w półfinale!; 15. miejsce w sztafecie 4 x 200 m dow. z Katarzyną Wilk, Karoliną Szczepaniak i Katarzyną Baranowską.
Krzysztof Basiński
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.