Katarzyna Drwal: Andrzej, nie byłeś jedynym tytanem kibicującym drużynie Seahawks… Co się stało, że zawodnicy Warsaw Eagles zaliczyli porażkę?
Andrzej Jakubiec: Jeśli chodzi o racjonalne wybory, to Seahawks przede wszystkim bardzo zaimponowali mi swoją grą w sezonie zasadniczym. Co zaś do samego meczu, to w pierwszej kwarcie podanie rozgrywającego Eagles zostało przechwycone, a potem zamienione na przyłożenie Seahawks, przez co Gdynia wyszła na prowadzenie 12 do 0. Eagles musieli gonić wynik przez cały mecz, zamiast odpowiadać przyłożeniem za przyłożenie i nie byli już w stanie już dogonić swoich rywali. Nie mieli możliwości iść ze swoimi przeciwnikami łeb w łeb. Bardzo solidnie grały wszystkie formacje obu drużyn i myślę, że to właśnie szybkie zdobycie przewagi punktowej przez Seahawks zaważyło na ich wygranej.
K.D.: Jednak większość kibiców trochę się rozczarowała przegraną Warsaw Eagles.
A.J.: Na pewno obie drużyny reprezentowały wysoki poziom. W sezonie zasadniczym obie spotkały się ze sobą dwukrotnie i za pierwszym razem górą była Warszawa na meczu w Gdyni na Stadionie Narodowym Rugby. Wygrali wysoko, bo trzydziesto punktową przewagą. Natomiast za drugim razem dziesięciopunktowym zakończył się zwycięstwem Gdyni. Myślę, że Eagles to bardzo mocna drużyna, głównie ze względu na zawodników z zza granicy, których ich manager sprowadził ze Stanów Zjednoczonych, chociażby Tyrone Landrum czy Kevin Lynch. Po prostu w tym meczu mieli tyle szczęścia. Mówi się, że wygrywa ten, który chce tego bardziej i najwyraźniej dzisiaj bardziej chcieli tego zawodnicy z Gdyni.
K.D.: Zastanawiające było to, że w drużynie Seahawks Gdynia, w formacji specjalnej nie występowały tak dalekie kopnięcia jak w Warsaw Eagles.
A.J.: Biorąc pod uwagę przebieg meczu mam wrażenie, że w ogóle nie było kopacza. Podwyższenia kopał rozgrywający natomiast kick-offy były bardzo słabe. Podejrzewam, że mogło być to spowodowane jakąś kontuzją kopacza.
K.D.: Jak mógłbyś zrelacjonować formacje defensywną i ofensywną obu drużyn?
A.J.: Na pewno było widać, że ten mecz był meczem ataku, o czym zresztą świadczy fakt, że był tylko jeden punt (odkopnięcie piłki do rywala po nieudanej serii w ataku – przyp. red.). Także defensywy były trochę mniej widoczne, aczkolwiek nie można powiedzieć, że były słabe. Po prostu formacje ataku obu drużyn były mocniejsze.
K.D.: Marzenie Andrzeja Jakubca za dwa lata?
A.J.: Ciężko jest marzyć o top lidze, tym bardziej, że w meczu w którym Tytani trafiliby do niej dzięki jakiemuś potężnemu inwestorowi, ja chyba musiałbym zawiesić buty na kołku, bo musieliby sprowadzać QB z jakiejś ligi zagranicznej (śmiech) …hmm moje marzenie za dwa lata to zagrać z Tytanami przynajmniej w finale PLFA I.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.