BOKS: CZYŻBY W POLSKIM ZWIĄZKU BOKSERSKIM NIE OBOWIĄZYWAŁY MIĘDZYNARODOWE STANDARDY I PROCEDURY?
KAROLINA MICHALCZUK Zawodniczka PACO Lublin na pewno nie należy do ulubienic bokserskiej centrali. Fot. PACO
Ta sprawa wywołała prawdziwą burzę.
Karolina Michalczuk wraz z Jagodą Karge zostały odsunięte od udziału w Mistrzostwach Unii Europejskiej, bo Polski Związek Bokserski podejrzewa je o stosowanie dopingu. Badania wykonano pod koniec września. Jedna z próbek wykazała obecność niedozwolonych substancji. I choć o tej sytuacji ponad miesiąc temu poinformowane zostały władze PZB, do tej pory nie są w stanie ustalić, która z próbek należy do Michalczuk.
Na Lubelszczyźnie decyzję PZB przyjęto z oburzeniem. Cały incydent uważa się tutaj za kuriozalną wpadkę władz związku. – Przekazane nam wyjaśnienia nic nowego nie wnoszą. Nadal nie wiemy, która z zawodniczek ma pozytywny wynik badań. To mocno komplikuje dalsze przygotowania Karoliny. Tylko ciekawe, czy związek bierze to pod uwagę – przyznaje z oburzeniem Andrzej Stachura, prezes PACO Lublin.
Z wyjaśnień PZB, jakie wpłynęły do naszej redakcji, wynika, że winę za całe zamieszanie ponosi International Amateur Boxing Association. To w jej skład wchodzi polski związek, i to właśnie na zlecenie tej międzynarodowej organizacji zostały wykonane badania w Karpaczu.
– W dniu 30 października PZB został poinformowany przez AIBA o przeprowadzonych badaniach antydopingowych oraz o wykryciu w jednej z próbek substancji zabronionych. Ze względu na fakt, że nie podano prawidłowych numerów próbek, do chwili obecnej nie można stwierdzić, do której zawodniczki należała próbka. PZB wystąpił do AIBA o ponowne sprawdzenie dokumentów i przesłanie związkowi prawidłowych numerów próbek. Ze względu na brak odpowiedzi w tej kwestii, prośba nasza została dwukrotnie ponowiona – pisze do nas Adam Kusior, prezes PZB.
Brak dokładnego oznaczenia i przedłużający się termin podania personaliów oskarżonej o doping osoby narusza jednak międzynarodowe standardy badań dopingowych, jakim podlegają AIBA i PZB. Zgodnie z nimi, zawodnik do 14 dni po badaniu powinien otrzymać informację o tym, czy próbka wykazała obecność niedozwolonych substancji. Termin taki ustalono nie bez przyczyny. – Zasady te biorą pod uwagę fakt, że zawodnik może mieć przez to utrudniony start w kolejnych turniejach – przyznaje dr Dariusz Błachnio z Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie.
Zgodnie z procedurą zawodnik ma siedem dni na złożenie odwołania. Składa je na ręce macierzystego związku sportowego. Ten w imieniu poszkodowanego występuje o zbadanie próbki B. Jeśli i ona potwierdzi stosowanie dopingu, władze związku mają zaledwie trzy tygodnie na podjęcie decyzji o zawieszeniu lub dyskwalifikacji zawodnika.
– Nie znam tej sprawy bliżej, ale w tym przypadku mogło dojść do naruszenia zasad przy badaniach antydopingowych. Zawodnik zawsze musi być poinformowany o pozytywnym wyniku badań. Taka sytuacja nie może trwać aż tak długo – dodaje dr Błachnio.
Tymczasem PZB niekompletny komunikat AIBA wykorzystało jako argument do wycofania Karoliny Michalczuk z międzynarodowego turnieju, który rozpoczął się we Francji. – Na zawodach miałam bronić tytułu mistrzyni Unii Europejskiej – mówi mocno zawiedziona Michalczuk. Co na to PZB? – Związek w uzasadnionych przypadkach ma prawo dokonywania zmian w składach ekip wyjeżdżających na turnieje i to właśnie do związku należy decyzja, czy zawodnik lub zawodniczka wyjedzie na zawody. W tym konkretnym przypadku, po zasięgnięciu opinii Ministerstwa Sportu, postanowił odsunąć zawodniczkę od udziału w zawodach – dodaje prezes Kusior.
SAD
.