"Kostecki: Pora na prestiżowy pas" Podczas ubiegłorocznej gali w hali Globus Pański pojedynek z Gruzinem Armenem Azizianem oczarował lubelskich kibiców. To był dla mnie pojedynek jak każdy inny. Co do reakcji publiczności, to lubię być nagradzany oklaskami. Taki już jestem, że staję w ringu nie po to, by stoczyć partię pięściarskich szachów, tylko pójść na żywioł i dostarczyć widowni niezapomnianych wrażeń.
Jak to się żartobliwie mówi: biję się po to, by urwać przeciwnikowi głowę. Starcie dwóch bokserów przypomina mi pojedynek gladiatorów, w którym tylko jeden zgarnia całą pulę.
Dlaczego więc widowiskowy styl walki nie przekłada się na konkretne tytuły? Pojedynek z Azizianem miał być rozgrzewką przed walką o prestiżowy pas mistrzowski, a tymczasem na długie miesiące słuch o Panu zaginął.
Były spore szanse na walkę z Rumunem Adrianem Diaconu o pas federacji WBC. Właściwie wszystko było już uzgodnione, ale swoje prawa do pojedynku zgłosił Włoch Silvio Branco, który był ode mnie wyżej w rankingu. WBC uznała protest, a ja swoje plany musiałem odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość. Bardzo szkoda mi tego pojedynku, byłem już pewien, że do niego dojdzie.
W ubiegłym roku stoczył Pan tylko dwie walki. Nie uważa Pan, że to trochę za mało, jak na zawodnika aspirującego do wejścia na szczyt?
Fakt, dwie walki na rok to trochę za mało, ale myślę, że na wielkie boksowanie przyjdzie czas w tym roku. Tak się złożyło, że kolejną walkę stoczyłem dopiero w grudniu w Kętrzynie. Jestem zadowolony z mojej postawy, tym bardziej że mojego przeciwnika, Kenijczyka Samsona Onyango, nikt wcześniej nie znokautował, a mi się to udało już w piątej rundzie.
Ale w tym roku chciałby Pan zapewne powalczyć wreszcie o prestiżowy pas?
Najwyższy czas na to. W Lublinie będę miał walkę zakontraktowaną na 10 rund. Nie znam jeszcze nazwiska przeciwnika, ale to dla mnie nie ma znaczenia. Nie miałem jeszcze okazji walczyć na takim dystansie, dlatego może to być niezłe przetarcie przed kwietniową walką z Włochem Antonio Brancalione o mistrzostwo Unii Europejskiej. Co będzie później, tego nie wiem, choć po cichu liczę, że wyzwanie rzuci mi zawodnik z górnej półki. Obecnie plasuję się w czołówkach rankingów wszystkich liczących się federacji na świecie i chcę mieć możliwość walki o znaczący tytuł.
Lubelska widownia pokochała Dawida Kosteckiego, a czy Dawid Kostecki pokochał Lublin?
Oczywiście, że tak. Wielokrotnie powtarzałem, że atmosfera, jaką stworzyli kibice rok temu, wywarła na mnie wielkie wrażenie. Prawie pełna hala i żywiołowy doping sprawiają, że w tym mieście chce się walczyć. Na moją walkę przed rokiem przyszło wielu moich krewnych i znajomych. Jestem przekonany, że w tym roku będzie podobnie.
.