Pomimo całej naszej wiary okazuje się, że rozpoczęcie diety tuż po świętach nie jest wcale proste. Ze względów choćby czysto praktycznych. Raz, że zostało całkiem sporo jedzenia (uwzględnić należy zapasy i podarunki od najbliższej rodziny czy przyjaciół) – a jedzenia przecież się nie wyrzuca, a dwa, że zapał uległ pewnemu ostudzeniu, cel wydaje się mglisty a jedzenie w zasięgu nosa jest takie pyszne. W takiej sytuacji zaczynamy rozważać konieczność przesunięcia wyznaczonego terminu – o tydzień lub dwa, najdalej trzy.
Tak aby zdążyć przed urlopem. Co ciekawe, nasz umysł znajdzie przynajmniej kilka dobrych wymówek, aby utwierdzić nas w przekonaniu, że podjęliśmy najlepszą z możliwych decyzji. Z tym, że należy mieć świadomość, iż tego typu strategia działania, szczególnie jeśli jest powtarzana systematycznie, nie tylko pogłębia istniejące już problemy z masą i składem ciała, to jeszcze dodatkowo negatywnie odbija się na kondycji psychicznej – przede wszystkim osłabia poczucie własnej skuteczności, deprymuje, a także frustruje.
Zacznij działać od razu. Skoncentruj się na celu, a nie tylko i wyłącznie na przeszkodach, którymi niewątpliwie mogą być np. wielkanocne wypieki. Pomyśl sobie, że im wcześniej zaczniesz tym lepiej dla Ciebie i Twojej wakacyjnej figury. Warto przy tym zweryfikować swoje podejście do tzw. „bycia na diecie” i rozejrzeć się za rozwiązaniami dopasowanymi do możliwości i oczekiwań. Potrzebujesz dobrego planu – możesz w tej sprawie poprosić o pomoc odpowiednich specjalistów, możesz także zacząć samodzielne działania w oparciu o rzetelną wiedzę i racjonalne zachowania.
Zacząć warto od zaplanowania odpowiedniego jadłospisu – nie musisz od razu narzucać sobie nie wiadomo jak wyśrubowanego deficytu kalorycznego. Na początek warto pomyśleć o uwzględnieniu wartościowych produktów żywnościowych w menu oraz o pozbyciu się największych jedzeniowych śmieci.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.