DEBIUTY W KULTURYSCTYCE I FITNESS, CZYLI JAK WYGRAĆ DEBIUTY JEDZĄC NA KOLACJĘ MAKARON, NIE CWICZĄĆ NÓG PRZEZ DWA TYGODNIE I PIJĄC KOMFORTOWO WODĘ DO SAMEGO WYJŚCIA NA SCENĘ.
Pierwsze zawody wiosenne stanowią zawsze dla mnie symptom wiosny. Zeszłoroczny sezon jesienny zakończył się wybornie dla Sylwetki. Radowaliśmy się z sukcesu Bogdana Chabrosa, który debiutował w kategorii weteranów i od razu sięgnął po srebrny medal. Swoją klasę potwierdził również Krzysztof Wojtal, zdobywając złoto w masterach. Pochmurny i szary styczeń, luty spowodowały, że brakowało mi już tych wrażeń, klimatu zawodów, rywalizacji. Przełom lutego i marca otworzył z rozmachem sezon wiosenny w sportach sylwetkowych Debiutami w kulturystyce i fitness, które zostały zorganizowane przez pana Tadeusza Zarębskiego, właściciela firmy Fitness Authority, w Gdańsku.
Ekipa Sylwetki, jak zawsze gromadnie popędziła na to wielkie wydarzenie w następującym składzie: Leszek Michalski, Joanna Wodecka, Ewa Chabros, Bogdan Chabros, Małgorzata Krawczyk, Gabriel Koperkiewicz, Kinga Koperkiewicz, Przemysław Kowalczyk, Wojciech Pieczaba, Krzysztof Skryplonek, Katarzyna Matella, Piotr Wasiak, Paweł Drzewiecki, Kasia Tracz, Tomasz Zander, Michał Tuszyński, Jacek Śliwiński, Dominika Mikina.
Kilka lat temu gdy pisałam relacje z zawodów do różnych gazet czułam się zobowiązana opisać każdą szóstkę finałową, wspomnieć o medalistach. Na szczęście teraz mogę pisać co uważam za godne uwagi i nie obowiązuje mnie żadna poprawność polityczna, poza tą która jest w zgodzie z moim sumieniem.
Fitness sylwetkowe na tegorocznych Debiutach prezentowało się na wysokim poziomie. Dziś, nie tak jak na Debiutach kilka lat temu, nie ma już zawodniczek, które mają trudności w pozowaniu. Do tego stroje w których prezentują się panie są wysoce profesjonalne, czasem tak strojne i bijące po oczach, że uważam, iż na zdrowie wyszedł by powrót do rundy, w której zawodniczki prezentowały się w jednakowych czarnych bikini. Miło popatrzeć na piękne sylwetki Sylwii Ogórek, Anny Nawrot, Magdy Foeller, które myślę mogą dokonać w tym roku przetasowań na polskiej scenie fitness.
Kategorie bikini biły rekordy popularności. Podobnie jak w męskiej sylwetce wg mnie za dużo tutaj mizdrzenia, nadmiernego, nienaturalnego wyginania. Wszystko jest w porządku, kiedy po zawodniczkach widać włożony trud treningowy, którego dowodem jest odpowiedni tonus mięśniowy. Pomyłką jest gdy stają na scenie dopracowane wyłącznie pod względem prezencji scenicznej panie, które mam wrażenie, że nigdy nie trenowały w siłowni. Żeby startować w zawodach nie wystarczy piękny kostium, makijaż i skrajne odtłuszczenie sylwetki…
Zawody rangi Debiutów są bardzo trudne w sędziowaniu. Na Mistrzostwach Polski rzadko zdarzają się kategorie z obsadą ponad 20 osobową. W kategoriach bikini i męskiej sylwetki tak było w wielu przypadkach. Jeżeli sędziowie szybko z tak potężnej grupy nie wyłuskają najlepszej 15, a potem 6, mogą niezauważone umknąć talenty. Kategoria bikini 163 cm zgromadziła aż 22 zawodniczki. Gdy dziewczyny weszły na scenę, starym nawykiem sędziowskim szybko starałam się wychwycić najlepsze. Byłam przekonana, że w trójce, a przynajmniej finałowej 6, będzie zawodniczka Katarzyna Dziurska, prezentująca piękne proporcje, kobiecą filigranową muskulaturę, okraszoną niezwykłą, naturalną urodą. W półfinałach sędziowie proponowali porównania, które jak powszechnie wiadomo, mówią wstępnie o typach sędziowskich. Wspomniana zawodniczka pojawiła się dopiero w 5-6 porównaniu, co niejako miało wskazywać, że powinna znaleźć się dopiero w drugiej szóstce. I tak też stało się. Zawodniczka uplasowała się na nieszczęśliwej, 7 pozycji. Mam nadzieję, że zobaczymy ją w obsadzie MP.
W czasie rozgrywania męskiej sylwetki… cóż mogę powiedzieć, mimo, że nie palę, musiałam czasem wyjść na papierosa... Sceniczne ruchy, przesadne mizdrzenie, wystylizowane fryzury, przyklejony, sztuczny uśmiech powodowały, że rywalizacja ta na scenie mnie po prostu nudziła. Przecież wielu z tych zawodników miało tak piękne mięśnie, że spokojnie mogli podjąć rywalizację w kategoriach kulturystycznych. Dlaczego więc męska sylwetka bije takie rekordy popularności? Może to wynika z powoli przebrzmiewającej mody na wystylizowanego macho? Dziś kulturowe trendy męskości zmieniają się i obecnie króluje mężczyzna w stylu drwala z brodą. Może więc za chwilę zaroi się od brodatych zawodników w spodenkach stylizowanych na jaskiniowców? Myślę, że zawody to doskonała baza do badań nad zmieniającymi się trendami popularnych sposobów definiowania kobiecości i męskości.
Cała brygada Sylwetki czekała na drugą część zawodów, gdzie debiutował Przemek Kowalczyk w kategorii +90kg. Przemek prowadzony był przez Gabrysia Koperkiewicza, z którym prowadzi siłownię BodyArt w Brzezinach. Gabryś jest trenerem i wykładowcą Sylwetki. To on właśnie dostrzegł i szlifował ogromny potencjał Przemka. Przemek od września 2014 bierze udział w szkoleniu Body Logistic System i znajduje się pod baczną opieką sztabu trenerskiego Stowarzyszenia Sylwetka.
Przemek nie był przygotowywany do konkretnej kategorii, szykowany był metodą „na lustro”, czyli „jak wyglądasz dobrze nie kombinuj”! Co tu dużo mówić Przemek prezentował się wyśmienicie na scenie w kategorii – piękne proporcje, nienaganna separacja. Gdy usłyszeliśmy, że zdobył złoto nasza radość była ogromna. Potem na scenę wkroczyli zwycięzcy poszczególnych kategorii wagowych do rywalizacji o tytuł absolutnego zwycięzcy w kulturystyce. Nieśmiało marzyliśmy, że nasz Przemek sięgnie po to najwyższe trofeum. I sięgnął po nie. To było piękne uwieńczenie tych Debiutów dla Sylwetki. Może w tym roku było mało Sylweciarzy na scenie, ale ten jeden zdobył wszystko co mógł na tych zawodach. Zarówno ja jaki i trener Michalski odczuwamy ogromną satysfakcję z tego zwycięstwa, gdyż Przemek był przygotowywany zgodnie z trendami propagowanymi na Sylwetce. Do końca jadł węglowodany na noc, przez wielu w środowisku uważane za szarlatańską strategię żywieniową, ćwiczył w reżimach treningowych zgodnie z wskazówkami Gabrysia i trenera Leszka Michalskiego. Poprawa separacji na nogach to nie był wynik tego, że stosował wymyślny trening na tę partię mięśniową, ale tego, że nie robił nóg w ogóle w czasie ostatnich dwóch tygodni. Bzdura??? Szarlataneria???? Niech będzie! Najważniejsze, że skuteczna. Co lepsze, Przemek specjalnie nie ograniczał wody przed startem, tak jak to czyni wielu zawodników. Kombinacje z sodem i wodą nigdy nie oszukają fizjologii ciała ludzkiego i bywa, że zawodnik prezentujący przyzwoitą formę w ciągu ostatnich 24 godzin przed startem traci wszystko. Jak widać wiedza w tym temacie pozwala uzyskać wyborny efekt w zakresie dystrybucji wody w organizmie. Mięśnie Przemka były duże i pękate. Co, pewnie myślicie, że robotę zrobiło „ładowanie”? Nie, nie zrobiło, on po prostu wyszedł na te zawody z marszu, nie stosując żadnych dziwnych kombinacji w zakresie żywienia, gospodarki mineralnej. Gdy słyszę gdzieś o jakiś nowinkach stosowanych przed wejściem na scenę, które mają w ciągu 15 minut zapewnić nienaganną definicję to czasem śmiać mi się chce. Z tymi wszystkimi metodami jest jak z zaklinaniem deszczu …może spadnie, a może nie… Rolę zaklinacza deszczu na tych zawodach pełnił Wojciech Pieczaba. Zauważyliśmy, że po pierwszej rundzie, gdzie raptem Przemek 4 razy demonstrował pozy obowiązkowe, zaczęło dopadać go zmęczenie. A co by było gdyby było 15 zawodników i 10 porównań pod rząd???? W tym kryzysowym momencie zimny prysznic zgotował Wojtek Pieczaba Przemkowi. Nie ma nic gorszego, jak miesiące uczciwych przygotowań, sprzeniewierzonych przez chwilową utratę ducha walki. Wojtek, z charakterystyczną dla siebie energią i szczerością powiedział Przemkowi kilka „ciepłych słów”, które spowodowały, że jak Przemek ruszył do dogrywki to obawialiśmy się, że z rozpędu zbiegnie ze scenyJ.
Byłam pod wielkim wrażeniem sylwetki i umięśnienia Mateusza Zagórowskiego. Piękne, pełne mięśnie, proporcjonalnie ułożone – aż miło patrzeć na kulturystykę w takim wydaniu. Wielu emocji dostarczył pojedynek Macieja Tyrki i Piotra Górskiego. Ja obstawiałam, że wygra Piotr, jednak po tytuł najlepszego sięgnął, osiągając jednopunktową przewagę, nieco lepiej dopracowany w szczegółach umięśnienia Maciej. Zobaczymy, co pokażą kolejne zawody. Fajną muskulaturę zaprezentował Tomasz Marzec (kulturystyka 80kg). Obawiałam się tylko, że może zapłacić frycowe i braki w zakresie naniesienia brązera mogą obniżyć jego lokatę. Sędziowie jednak na szczęście docenili atuty jego sylwetki. Na kolejnych zawodach koniecznie trzeba zadbać o dobry koloryt ciała, który poprawia i eksponuje wygląd umięśnienia. Miło było zobaczyć w obsadzie kategorii 80kg Tomasza Woźniczkę – absolwenta szkolenia Body Logistic System. Tomasz prezentował przyzwoitą formę, zaś sztab jego fanów był najbardziej widoczny na zawodach. Myślę, że to bardzo dobry początek drogi kulturystycznej Tomka.
Obserwując zawody z różnych perspektyw, bo popełniałam na nich różne funkcje: spikera, sędziego, zawodniczki i widza, przypatruję się jak z roku na rok przybywa osób, które traktują start jak poświęcenie, wyczyn, który wymaga nie lada nagrody. Jakże wielu zawodników snuje się po zapleczu, po 5 minutach pozowania niektórzy z ledwością schodzą z sceny. Na podstawie takich zachowań buduje się obraz zawodnika sportów sylwetkowych – umęczony, poświęcający się… I właśnie temu obrazowi wypowiadam wojnę! Zawodnik nie musi tak wyglądać i zachowywać się! Tak…. Już słyszę wszystkie mądrale myślące „co ty wiesz, jaki to trud, wyrzeczenie, męka…”. Cisną mi się w tym miejscu niecenzuralne słowa … których nie użyję, gdyż obiecałam Krzysiowi Skryplonkowi, a wiadomo, dane słowo droższe od pieniądza. Tak zawodnik nie musi się zachowywać. Start w zawodach to piękna sprawa, to uwieńczenie pasji życiowej. Wymienię kilku zawodników, których dobrze znam: Krzysiu Skryplonek, Wojtek Pieczaba, Bogdan Chabros, Krzysztof Wojtal, Marek Olejniczak, Paweł Jabłoński. Oni przed wejściem na scenę myślę, że mogliby odtańczyć „Ruda tańczy jak szalona” i nie domagaliby się powszechnego podziwu tylko z tego powodu, że mają to szczęście w życiu, iż mogą realizować swoje pasje i odnosić sukcesy.
Podsumowując gratuluje Przemkowi przebojowego startu, Gabrysiowi Koperkiewiczowi i całej Sylwetce sukcesu trenerskiego. Dziękuję za niepowtarzalną atmosferę i wyczekuję kolejnych zawodów.
Katarzyna Matella
sędzina klasy międzynarodowej IFBB
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.