Siadam do koma i chce pisać. Mam napisać w końcu książkę. Czasem weny brak. Wiecie co jest najlepszym jej źródłem?. Sklepowa lada i media. Niestety powodują one często, że zamiast pisać zleconą książkę, zbaczam ostro tematu… I tak było tym razem…
Pewna pani, w pewnym programie kulinarnym przygotowuje smaczny posiłek. Nie jestem zeschizowaną propagatorką żarcia dietetycznego, więc kątem oka, sprzątając mieszkanie, patrzę sobie, co pani pichci. Wrzuca to, tamto na patelnię, wszystko smakowicie współgra. Myślę sobie… pewnie będzie smaczne. I wszystko byłoby dobrze, gdyby pani prowadząca, swoimi komentarzami nie zaczęła wkraczać na grunt spraw, na których kompletnie się nie zna. Pani wrzuca kolejny składnik do gara, którym jest papryczka chilli. Z namaszczeniem opowiada, że ta magiczna papryczka zawiera niesamowitą substancję, której nazwę zresztą bardzo trudno wg niej wymówić. Sylabizuje więc: ka-psa-i-cy-na. Mozolnie dociera do ostatniej litery. I co ta odkrywcza substancja ma spowodować?
I tutaj owa pani jedzie z potokiem bzdur, które powodują, że muszę szybko przełączyć kanał, bo głupoty nie zdzierżę. Pani mówi: owa kapsaicyna ułatwia trawienie pożywienia, czyli pomaga nam schudnąć.
No ręce opadają…. Już widzę tabuny pań oglądających owy program, od lat walczących z niechcianym tłuszczem, które z namaszczeniem do każdego posiłku zaczynają dorzucać chilli. Idąc tym tropem może warto wejść na dietę kapsaicynową i żreć samo chilli, pieprz czarny i kurkumę, które także obfitują w substancje z tej grupy.
Prawda jest taka, że osławiona kapsaicyna działa delikatnie termogennie, co odczuwamy jako uczucie ciepła po spożyciu posiłku obfitującego w nią. I tyle! A ile trzeba by było jej zjeść żeby spalać tłuszcz? No Pani prezenterko… ile?????
Czy ułatwienie trawienia może pomóc schudnąć? To po co te wszystkie cuda w stylu młody jęczmień, zielony jęczmień, błonnik z jabłka, błonnik witalny, błonnik z ananasa….???? Jedna moja koleżanka wnet pokłóciłaby się z panem aptekarzem, który zamiast zielonego jęczmienia chciał jej wcisnąć młody jęczmień… I nie byłoby w tym nic dziwnego, też nie lubię sprzedażowych manipulacji, gdyby nie fakt, że młody jęczmień i zielony jęczmień to podobno to samo… Ale co tu się dziwić, może zaraz czterolistna koniczyna okaże się być hitem odchudzającym.
Inna sytuacja. Znów w tle leci sobie TV. Pan, co boso chodzi po świecie, opowiada o kolejnych swoich dzikich przygodach. Gdyby skupiał się tylko na podróżach i nie mieszał w to swoich stereotypowych osądów byłabym jego fanką. W tym odcinku jednak Pan zapędził się bardzo…. Oto przygotowuje się na kilkudniową wyprawę. Kupuje rozmaite konserwy i cały ekwipunek, który pozwoli mu przetrwać czas bez dostępu do cywilizacji. I w pewnym momencie wygłasza wywód na temat wody. Znów muszę przełączyć TV, bo gotuje się we mnie tak, że mam ochotę wskoczyć do odbiornika i wykrzyczeć mu, że głupoty opowiada. Boso chodzący Pan przestrzega przed nadmiernym piciem wody, która stanowi zagrożenie dla zdrowia naszych nerek. Ręce opadają…. Naczelnym problemem dzisiejszego społeczeństwa jest masowe odwodnienie. A on krzyczy na całą Polskę, że nadmiar wody szkodzi nerkom…. Gdy w organizmie jest deficyt wody organ ten przecież musi wykonać podwójną robotę, aby wszystkie metaboliczne śmieci upchnąć w niewielkiej ilości wody. Bosy Pan poucza jednak dalej. W sumie… nie spodziewałam się takiego rozwoju akcji. Dowiaduję się, że najlepiej jak do tej wody dodamy multiwitaminę, która spowoduje, że owa woda nas bardziej nawodni. A ja myślałam, że o tym decyduje stopień mineralizacji wody… A tu taka niespodzianka. I tutaj także Bosy Pan, będący dla wielu autorytetem wcisnął ludziom zwyczajne gówno.
Niech kucharz mówi o kucharzeniu, fryzjer o fryzjerstwie, podróżnik o niesamowitych przygodach, ksiądz niech dociera do uśpionego wnętrza człowieka, muzyk wywołuje swoją muzyką dreszcze u słuchaczy… Tego sobie i Wam życzę.
Posiadanie autorytetu, bycie osobą publiczną zobowiązuje na pewno do jednego – nie wolno pieprzyć głupot. Jeżeli o tym zapomnimy będziemy stadem tępych celebrytów liżących się po dupie. Stadem, w którym nikt nie weryfikuje wypowiadanych treści, w którym klaszcze się bo tak wypada. Cieszę się, że takim stadem nie jest Stowarzyszenie Sylwetka, do którego mam zaszczyt przynależeć.
Katarzyna Matella
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.