Pracę nad sylwetką można porównać do maratonu górskiego z przeszkodami. Niestety proces spalania nadmiaru zgromadzonego tłuszczu wymaga czasu, a złudna wiara w to, że istnieją diety i programy treningowe, które są w stanie przynieść zamierzony efekt w kilka czy kilkanaście dni, jest po prostu naiwna. Ogranicza nas nasza własna biologia, a efekt limitowania tempa odchudzania można rozpatrywać na poziomie wydajności układów enzymatycznych nadzorujących przebieg procesów metabolicznych związanych z uwalnianiem i wykorzystywaniem w przemianach tłuszczowych.
Wygląda to tak...Jeśli będziemy starać się za wszelką cenę przełamać fizjologiczne bariery, mogą pojawić się niepożądane konsekwencje. Podczas szybkiego odchudzania zamiast tłuszczu tracimy także mięśnie, a w efekcie spowalniamy metabolizm oraz pogarszamy estetykę sylwetki, a także zwiększymy szanse na szybki powrót utraconych kilogramów. Tak więc już sam ten fakt powinien nam uświadomić, że efekty diety odchudzającej nie powinny być i zapewne nigdy nie będą spektakularnie szybkie.
Uważa się, że bezpieczne tempo redukcji tkanki tłuszczowej wynosi 0,5 – 1% (masy ciała) na tydzień. Najważniejsze jest to, że przy tak rozumianym tempie postępów trudno jest oczekiwać, by można było zaobserwować pierwsze efekty diety redukcyjnej w perspektywie kilku dni.
Powyższą sprawę komplikuje to, że nasza masa ciała nawet w stanie równowagi energetycznej może być zmienna. I tak oto również gdy nie jemy więcej, niż potrzebuje nasz organizm (ani też mniej), może zdarzyć się, że w poniedziałek ważymy 80kg, a w środę 81,2kg. Za to odpowiada „ruch wody” w organizmie, objętość treści jelitowej czy też to, czy pomiaru dokonujemy na czczo czy w późniejszych okresach dnia. Sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana w przypadku kobiet, u których na wyniki pomiarów rzutuje cykl menstruacyjny.
Natomiast progres może objawiać się na różne sposoby – niekiedy bez zmian w masie ciała. Oznacza to, że waga łazienkowa może nie być idealnym narzędziem do oceny tempa postępów. Taka sytuacja dotyczy często osób, które np. rozpoczynając redukcję zaczynają też treningi siłowe. Mięśnie adaptując się do nowych bodźców magazynują większe ilości glikogenu i wody, co nawet przy jednoczesnej utracie tkanki tłuszczowej powoduje, że na wadze nie ubywa, a niekiedy zdarza się, że obserwuje się lekki przyrost masy ciała. Taki stan deprymujący jest przede wszystkim dla kobiet. By zapobiec frustracji należy do mierzenia tempa postępów używać także centymetra krawieckiego i zawracać uwagę na zmiany widoczne gołym okiem czy też odczuwalne po tym, jak dopasowują się do sylwetki ubrania.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.