Po pierwsze, żeby w ogóle obliczyć ile powinniśmy spożywać kalorii w ciągu dnia, należy ustalić jakie jest nasze zapotrzebowanie, czyli całkowita przemiana materii (CPM). Jak już kiedyś wspominałam, na CPM składa się PPM (podstawowa przemiana materii, czyli ilość energii potrzebnej do podtrzymania podstawowych funkcji życiowych) pomnożona przez PAL (współczynnik aktywności fizycznej). Brzmi strasznie i nie będę kłamać, że wcale takie nie jest. Owszem jest. Już bowiem na etapie obliczania PPM możemy natknąć się na kilka wzorów m.in wzór Mifflina, Broca, Lorenza, Harrisa-Benedicta, czy po prostu tabele z zapotrzebowaniem energetycznym dla poszczególnych grup wiekowych i wagowych. Niestety wyniki jakie otrzymamy po podstawieniu wszystkich danych do wzorów czy tabel mogą różnić się nawet o kilkaset kalorii. Zwłaszcza, gdy zaczynamy przemnażać je przez współczynnik aktywności fizycznej (1,4-2,0). Skąd bowiem mamy wiedzieć jaka to jest aktywność mała, czy średnia, a jaka wysoka? Ile razy, jak długo i z jakim tętnem trenować, żeby uznać, iż nasz wysiłek kwalifikował się do przemnożenia przez 2.0? No i przecież jeśli uprawiamy sport regularnie to organizm przyzwyczaja się do tych ćwiczeń i nie wydatkuje już tak wielu kcal podczas tego samego treningu.
Kolejna kwestia to masa mięśniowa. Jak wiadomo im więcej mięśni tym więcej spalamy, co też przekłada się na nasze zapotrzebowanie energetyczne. Do tego mięśnie dużo ważą, więc osoba, która tej muskulatury ma sporo nawet przy minimalnej ilości tłuszczu może ważyć tyle samo, co ktoś naprawdę otyły.
Trzeba też brać pod uwagę indywidualne cechy, takie jak geny, poziom hormonów, nie wspominając już nawet o chorobach np. niedoczynność lub nadczynność tarczycy.
Jak widać już samo obliczanie zapotrzebowania energetycznego dla danego człowieka stanowi ogromny problem, ale to wcale nie koniec wątpliwości związanych z sensem liczenia kalorii. Pozostaje bowiem pytanie czy kaloria kalorii jest równa? Teoretyczne to czy zjemy 2000 kcal z czekolady, czy indyka nie powinno mieć znaczenia. Okazuje się jednak, że ma i to duże!. Poszczególne składniki odżywcze są wykorzystywane przez organizm w różnych celach.
Węglowodany zapewniają nam energię zarówno do aktywności fizycznej jak i normalnego codziennego funkcjonowania, pracy narządów wewnętrznych itd. Dlatego właśnie trzeba je spożywać, ale nie należy z nimi przesadzać, ponieważ to właśnie nadmiar węgli najłatwiej odkłada się w postaci tkanki tłuszczowej. Związane jest to z podniesieniem poziomu insuliny, czyli hormonu regulującego poziom cukru we krwi. Inaczej sprawa wygląda w przypadku białek i tłuszczy.
Białko jest składnikiem głównie budulcowym, a w cukier może zamienić się maksymalnie w 60%. Jednak, by nadmiar białka został wykorzystane do produkcji glukozy potrzeba sporo energii, co oznacza zwiększone spalanie. Zresztą już do samego strawienia białka organizm zużywa ich dużo więcej (ok 25% kcal, które przyjął wraz z białkiem) niż w przypadku zjedzenia posiłku złożonego z węglowodanów (tylko ok 4 %).
Natomiast tłuszcze, choć najbardziej kaloryczne z całego towarzystwa (9kcal /1g) to poziomu cukru we krwi, a co za tym idzie insuliny, nie podnoszą wcale. Na tym właśnie założeniu opiera się wiele diet wysoko tłuszczowych, które jakiś czas temu cieszyły się ogromną popularnością. Muszę tu jednak zaznaczyć, że nie jestem zwolenniczką diet opartych w przeważającej części na tłuszczach czy też proteinach, bo na dłuższą metę mogą odbić się niekorzystnie na funkcjonowaniu wielu narządów, w tym głównie nerek i wątroby.
Dlatego właśnie tak ważny jest umiar i racjonalny sposób odżywiania. Dieta oparta na warzywach, rybach, mięsie, jajach, pełnoziarnistych produktach zbożowych i niewielkich porcjach owoców to najlepsze rozwiązanie. A kalorie? Hmmm… a ktoś w ogóle je widział?
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.