W zaplanowanej na dziesięć rund walce Polak w siódmym starciu pokonał przez nokaut Węgra Laszlo Huberta. Dla Kołodzieja, kończącego już wiek młodzieżowca, była to dwudziesta walka i dwudzieste zwycięstwo w zawodowym ringu.
* Jacek Sadowski: Jeszcze w piątek, tuż po ważeniu, mówiłeś, że walka z Laszlo Hubertem może się zakończyć dopiero w dziesiątej rundzie. O mały włos te prognozy się nie sprawdziły...
Paweł „Harnaś” Kołodziej: To prawda. Węgier nie był dla mnie łatwym przeciwnikiem. Jest niższy i w dodatku leworęczny. Pewnym plusem była dla mnie niedawna walka z Portugalczykiem Jose Manuelem Barreirą. On też jest mańkutem i bije podobnie jak Węgier.
* Czasami zbyt łatwo dawałeś jednak przechodzić Hubertowi do półdystansu.
To prawda. Węgier wykorzystywał każde moje drobne potknięcie. Gdy tylko skracałem lewą rękę, podchodził mnie od dołu. W końcu dotarło do mnie, że inaczej tej walki nie wygram, jeśli nie utrzymam go na pełny dystans. Ciągła praca lewą ręką i mocne uderzenia z prawej zrobiły swoje. Choć zajęło mi to znacznie więcej czasu niż można było się tego spodziewać.
* Pierwszy raz Węgier na deskach był już kilkadziesiąt sekund po rozpoczęciu pojedynku. Dlaczego nie zakończyłeś tej walki właśnie wtedy?
Było za wcześnie na ostre starcie. Taka próba mogła przynieść odwrotny skutek, to ja zamiast Węgra mogłem leżeć na deskach.
* W szóstej rundzie otrzymałeś cios poniżej pasa.
Trochę mnie to zdenerwowało. Rozumiem ciosy w bok, ale takie zagrania nie przystoją doświadczonemu zawodnikowi. Z drugiej strony dało mi to do zrozumienia, że Hubertowi ziemia usuwa się już spod nóg. W siódmej rundzie poszedłem więc na całość.
* Czy widziałeś jego koszulkę przed walką. Napis z Rockym Marciano był chyba na wyrost?
Przyznam szczerze, że nawet tego nie zauważyłem.
* Dalsze plany?
Liczę na walkę w moim rodzinnym mieście Krynicy Zdrój. Daj Boże, by przy tak samo żywiołowej publiczności jak w Lublinie.
Jacek Sadowski
.