podopieczny trenera Władysława Maciejewskiego w swoim dziewiątym pojedynku musiał uznać wyższość doświadczonego Krzysztofa Szota. 6-rundowe starcie w kategorii light welterweight (63,500 kg) niepokonanych na zawodowym ringu 20-letniego lublinianina, ze starszym o 11 lat Szotem było niezwykle wyrównane i zacięte. Łukasz tanio skóry nie sprzedał. Ostatecznie sędziowie punktowali nieznaczne zwycięstwo rywala: 58-57 (Włodzimierz Kromka), 58-57 (Leszek Jankowiak) oraz 58-56 (Zbigniew Lagosz).
Najlepiej ten werdykt skwitował na forum bokser.org jeden z internautów: A mnie wyszedł remis 57-57, z lekkim wskazaniem na Maćca, bo Szot jako bardziej doświadczony powinien zaznaczyć swoją wyższość, a nie zaznaczył. Łukaszowi ciut brakowało kondycji.
Nasz zawodnik z kolei po pojedynku wyznał: Do samego końca nie dopuszczałem możliwości, że walkę z Krzysztofem Szotem przegram. Zdaniem podopiecznego trenera Władysława Maciejewskiego trzy z sześciu rund zakończyły się jego zwycięstwem, jedna remisem, a dwie wygraną rywala. – Zaskoczył mnie ten werdykt, ale tak niestety bywa w zawodowym boksie. Może większe znajomości, potężniejsi sponsorzy… - mówił Łukasz Maciec. Zawodnik odpierał zarzuty, że w końcówce walki zabrakło mu kondycji. – Czułem się dobrze, a to, że niekiedy mi i mojemu rywalowi brakowało tchu, to przy tak wyrównanym i prowadzonym w dobrym tempie pojedynku normalne – oceniał Maciec. Zapytany jak pierwsza porażka na zawodowym ringu rzutować będzie na dalszą jego karierę odpowiedział. - Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Będę szedł do przodu. Teraz z jeszcze większą mocą trenował i walczył, by rozwalać takich jak Szot – zapowiadał.
Dzisiaj Maciec ma nas swoim koncie stoczonych 16 pojedynków, z których wygrał 14, jeden zremisował i jeden - ten z Szotem - przegrał.