- unikalnego zabytku sztuki fortyfikacyjnej średniowiecza. Otoczony górami, które skalnymi urwiskami schodzą wprost do morza, wśród których pełno jest zatoczek i ustronnych plaż. To niewielkie miasteczko obfituje w przeróżne rozrywki w dziesiątkach kawiarenek, barów, dyskotek, night-clubów, nie tylko przy nadmorskim bulwarze, ale i w rozległym parku w sercu miasteczka. Na terenie parku znajduje się Wesołe Miasteczko z "Diabelskim Kołem" o wysokości 60m. (doskonały punkt widokowy).
Właśnie w tej miejscowości pojawili się na kilka dni przed Vendettą polscy zawodnicy. Krystian Kruszyński oraz Artur Głowiński pokonali samochodem ponad 2300km aby dotrzeć w to malownicze miejsce. Pierwszy dzień w Sudaku polska ekipa armwrestlerów spędziła na odpoczywaniu po podróży. Natomiast drugiego dnia od samego rana Krystian i Artur rozpoczęli zwiedzanie Sudaku.
W dniu, w którym miały się odbyć pojedynki (tj. 30 lipca 2006 roku) polscy zawodnicy pozostali w domu. Zbierając energię na wieczór raczyli się owocami i czekoladą. Powiedzieli, że dzisiaj nie będą robić nic, co mogłoby spowodować utratę sił.
Godzina 20ta nadeszła bardzo szybko. Na scenie zbudowanej poprzedniej nocy pojawił się niebiesko – żółty stół do siłowania, kamery sędziowskie i światła. Kilka metrów od sceny, przed bramą drewnianego zamku stanęły światła wprowadzające zawodników. Kilka minut po „godzinie zero” przed bramą tegoż zamku pojawił się średniowieczny rycerz, który trzykrotnie dmąc w róg oznajmił rozpoczęcie turnieju. Gdy otworzyły się wrota zamku na scenę wybiegli wszyscy zawodnicy. Czterech w czerwonych koszulkach po prawej stronie – Artur Głowiński, Krystian Kruszyński, Janis Amolins oraz Gela Khubiashvili – oraz czterech w żółtych koszulkach – Oleh Matskevich, Alexander Cvetkov, Oleh Budarin i Sergei Ivanov. Prezentacja zawodników trwała kilka minut po czym cała ósemka zniknęła w kłębach czerwonego dymu.
Pozostający na scenie prowadzący wypowiedział nazwiska: Cvetkov (Ukraina) oraz Amolins (Łotwa). To byli zawodnicy walczący w pierwszym pojedynku turnieju „Genewski Szlem”. Zawodnicy z najlżejszej tego dnia kategorii wagowej pojawili się na scenie w towarzystwie rycerzy. Turniej rozpoczął się na dobre.
Pierwszy pojedynek można by określić mianem „pojedynku w pasach”. Każda prawie runda rozpoczynała się od właśnie wiązania. Dzięki temu mieliśmy możliwość oglądania później fantastycznych, długich walk. Także końcowy wynik 3:3 wydaje się w tej chwili najbardziej sprawiedliwy. Zawodnicy wymieniali się punktami na zmianę – najpierw Amolins, potem Cvetkov, później znów Amolins i znów Cvetkov. I tak do końca. Specjaliści naszego sportu, po walkach powiedzieli jednak, że zwycięstwo należało się zawodnikowi z Łotwy. Janis Amolins zaskoczył wszystkich swoją szybkością na starcie i niesamowitą siłą. W piątej rundzie, w której jako jedynej obyło się bez wiązania w pasach Łotewski armwrestler w ułamku sekundy wbił rękę Cvetkova w poduszkę boczną. Nie obyło się w tym przypadku bez obejrzenia powtórki wideo, gdyż także podczas tej walki dłonie zawodników rozerwały się. Powtórka pokazała jednak, iż rozerwanie nastąpiło już po wygranej Amolinsa. Remis 3:3 oznacza, że ci zawodnicy spotkają się najprawdopodobniej jeszcze raz w zawodowym pojedynku.
Jako drugi zapowiedziany został pojedynek pomiędzy polskim komandosem – Arturem Głowińskim z Choszczna oraz rosyjskim żołnierzem marynarki wojennej – Olehem Budarinem. Obaj zawodnicy wkroczyli na scenę w odpowiednim stroju. Artur wyposażony w karabin oraz uniform jednostek specjalnych, wkroczył na scenę dostojnym krokiem emanując siłą i powagą. Rosyjski zawodnik wraz z karabinem typowym dla rosyjskich marynarzy ubrany w pasiastą koszulkę i spodnie w kant prezentował się na scenie dość komicznie. Dodatkowo gdy na scenie zaczął tańczyć w rytm dyskotekowej muzyki wprawił zgromadzony tłum w radosny nastrój.
Przebieg pojedynku dokładnie odpowiadał wizerunkowi jaki stworzyli zawodnicy swoim wejściem. W pierwszej rundzie Artur Głowiński ze spokojem dosłownie wbił rękę przeciwnika w poduszkę. Widać było przy tym, że dysponuje ogromnym zapasem sił i przewagą nad Budarinem. Dlatego też w drugiej rundzie pozwolił swojemu przeciwnikowi na przejęcie inicjatywy i oddał trochę rękę na korzyść Rosjanina. W rezultacie jednak to go zgubiło. Budarin na tyle dobrze zastawił się przy stole, że nie oddał walki i doprowadził do remisu 1:1. Na twarzy Artura widać było grymas złości. Po przez trzy kolejne rundy Artur udowodnił całemu światu kto jest w tym dniu i w tym miejscu silniejszy. Przy wyniku 4:1 dla polskiego „rycerza armwrestlingu” ostatnia runda była już tylko formalnością. I może właśnie dlatego Artur pozwolił drugi raz tego wieczoru swojemu przeciwnikowi na wygraną. Walka zakończyła się wynikiem 4:2 dla Artura Głowińskiego, jednak należy powiedzieć, że tak naprawdę wynik walki powinien wynosić 6:0 dla Polski. Oleh Budarin był wyraźnie słabszy od naszego reprezentanta. Należy jednocześnie zwrócić uwagę na ogromną poprawę w technice walki Artura. Ten zawodnik z Choszczna znany był do tej pory z nie potrzebnego rozciągania się przy stole, walki z wyprostowaną ręką oraz uciekaniem z barkiem poniżej poziomu stołu. Tym razem jednak nic z tych rzeczy. Łokieć Artura znajdował się cały czas w obrębie poduszki a bark prawie jak na szkoleniowych zdjęciach znajdował się w optymalnej pozycji do ataku. Brawo Artur!
Trzecią parą przy stole armwrestlingowym była para Polsko – Ukraińska. I mimo, że w większości ze zgromadzonej publiczności panował doping dla rodzimego Ukraińskiego zawodnika, można było miejscami usłyszeć okrzyki „Polsza, Polsza!!”. Krystian Kruszyński i Sergiey Ivanov pojawili się przy stole prawie w tym samym momencie. Po odsłuchaniu hymnów obu państw zawodnicy chwycili się za ręce. Rozpoczęła się walka. Pierwsza runda była zapowiedzią tego, co miało się dziać w kolejnych. Ręka Krystiana dość szybko została „przełamana” i wylądowała w pozycji przegranej. Krystian starał się jeszcze bronić i atakować w swój ulubiony sposób (w górę) jednak stalowy uścisk dłoni ukraińskiego zawodnika nie pozwolił mu na to. Jeden punkt dla Ivanova. W drugiej rundzie zawodnicy podeszli do walki w trochę inny sposób. Błyskawicznie zawinęli swoje ręce w hak i zatrzymali się nad centrum stołu. Mieliśmy okazję przyjrzeć się pięknej walce, prezentacji techniki ataku i obrony w haku. Krystian przez kilkadziesiąt sekund stawiał opór swojemu przeciwnikowi broniąc się przed przegraną. Jednak siła Ivanova była tak duża, że pokonał polskiego rywala. Wykorzystał on moment, w którym Krystian poprawiał swoją pozycję przy stole. Nagłym szarpnięciem i atakiem pokonał polskiego zawodnika. Podobna sytuacja miała miejsce w pozostałych rundach. Atakował Ivanov a bronił się Krystian. Jedynie w rundzie czwartej Sergey Ivanov popełnił dwa błędy w kolejnych atakach, zjeżdżając łokciem z podłokietnika. Przez dwa faule Ivanova runda została zaliczona jako wygrana na konto Krystiana Kruszyńskiego. Wynik 5:1 w tej chwili dobrze przedstawia możliwości siłowe obu zawodników. Jednak Krystian jeszcze w Sudaku poprosił organizatorów o rewanż.
Ostatnim pojedynkiem w Twierdzy Genewskiej podczas niedzielnego turnieju był pojedynek o pas Mistrza Interkontynentalnego Organizacji PAL. Do walki o ten tytuł stanął Oleh Matskevich z Białorusi oraz Gela Khubiashvili z Gruzji. Obaj zawodnicy przygotowania do tej walki prowadzili w zupełnie odmienny sposób. Khubiashvili był widoczny przez kilka dni przed zawodami we wszystkich miejscach rozrywki w Sudaku, tak Matskevich po dojechaniu do Krymskiego kurortu zaszył się w swoim miejscu zamieszkania. Jak się też dowiedzielismy Oleh Matskevich jeszcze tego samego dnia, w którym miał walczyć doznał zatrucia pokarmowego i cały dzień spędził w... jeszcze większym odosobnieniu.
Pojedynek zaczął się od pewnej wygranej gruzińskiego zawodnika. Jednak w pięciu kolejnych rundach ten sympatyczny zawodnik nie był w stanie nawet zagrozić ręce Oleha. Z uśmiechem triumfu na twarzy Oleh Matskevich raz po raz przechylał rękę przeciwnika i zdobywał kolejne wygrane. W czwartej rundzie z wynikiem 2:1 dla Oleha obaj zawodnicy kolejno odrywali swoje łokcie od poduszki. Przy stanie 1:1 w faulach nastąpiło rozerwanie. Oleh Matskevich gdy usłyszał komendę Ready-Go! tylko się uśmiechnął. Poczekał chwilę utrzymując dłoń nad centrum stołu i ze stoickim spokojem dociągnął przeciwnika do poduszki. Ostatnie rundy to już tylko formalność. Wynik 5:1, pas, tytuł mistrzowski i złoty medal pojechał do Białorusi. Widać z tego, że zabawa w krymskim Sudaku nie wpłynęła dobrze tym razem na kondycję Gruzina. Gela Khubiashvili po walce skarżył się także na kontuzję ręki. Jednak to, co miało większy wpływ na przegraną w tej walce zostanie już chyba na zawsze tajemnicą tego zawodnika.
Marcin Mielniczuk PAL.