Tegoroczny Turniej im. Feliksa Stamma jest wyjątkowy dla Karoliny Michalczuk. Bokserka Paco Lublin w Warszawie po raz pierwszy wystartuje w nowej dla siebie kategorii, 51 kg. – W niedzielę i poniedziałek miała odpowiednią wagę, więc mogę śmiało powiedzieć, że udało się wykonać nasz plan – powiedział Władysław Maciejewski, trener naszej zawodniczki. – Czuję się znakomicie. Została mi ta sama szybkość i siła – cieszy się Karolina Michalczuk.
Lublinianka do tej pory walczyła w kategorii wagowej do 54 kg i zdobyła w niej wszystkie możliwe tytuły, z mistrzostwem świata włącznie. W jej kolekcji brakuje jeszcze medalu olimpijskiego, ale ten można wywalczyć jedynie w niższej kategorii.
– Mam pewne rozeznanie, co do rywalek. Na turniejach czasami obserwowałam inne zawodniczki i wiem, które dziewczyny potrafią się bić – tłumaczy Michalczuk.
Zazwyczaj na Turniej im. Feliksa Stamma przyjeżdża cała światowa czołówka. Jednak w tym roku w stawce zabraknie najważniejszych postaci, a głównymi aktorkami powinny być zawodniczki z Europy Wschodniej. – Wszystkiemu winna jest chmura pyłu wulkanicznego. O tym, kto wystartuje w Warszawie przekonamy się dopiero na miejscu – powiedział Maciejewski.
Michalczuk w tym roku zanotowała jedną porażkę. Kilkanaście dni temu w finale turnieju w tureckiej Ankarze przegrała 2:7 z reprezentantką gospodarzy Ayse Tas. Mimo to Polka została uznana najlepszą zawodniczką imprezy.
– Ciężko mówić tu o porażce. Ona została wypaczona przez sędziów – tłumaczy szkoleniowiec. – Zdecydowanie wygrałam tę walkę. Nie chce mi się nawet komentować tego werdyktu – dodaje lublinianka.
Lublinianka do tej pory walczyła w kategorii wagowej do 54 kg i zdobyła w niej wszystkie możliwe tytuły, z mistrzostwem świata włącznie. W jej kolekcji brakuje jeszcze medalu olimpijskiego, ale ten można wywalczyć jedynie w niższej kategorii.
– Mam pewne rozeznanie, co do rywalek. Na turniejach czasami obserwowałam inne zawodniczki i wiem, które dziewczyny potrafią się bić – tłumaczy Michalczuk.
Zazwyczaj na Turniej im. Feliksa Stamma przyjeżdża cała światowa czołówka. Jednak w tym roku w stawce zabraknie najważniejszych postaci, a głównymi aktorkami powinny być zawodniczki z Europy Wschodniej. – Wszystkiemu winna jest chmura pyłu wulkanicznego. O tym, kto wystartuje w Warszawie przekonamy się dopiero na miejscu – powiedział Maciejewski.
Michalczuk w tym roku zanotowała jedną porażkę. Kilkanaście dni temu w finale turnieju w tureckiej Ankarze przegrała 2:7 z reprezentantką gospodarzy Ayse Tas. Mimo to Polka została uznana najlepszą zawodniczką imprezy.
– Ciężko mówić tu o porażce. Ona została wypaczona przez sędziów – tłumaczy szkoleniowiec. – Zdecydowanie wygrałam tę walkę. Nie chce mi się nawet komentować tego werdyktu – dodaje lublinianka.
Źródło: Dziennik Wschodni 19 kwietnia 2010
K.D.
.