Mateusz Masternak wywalczył podczas gali w Lublinie tytuł tymczasowego młodzieżowego mistrza świata federacji WBC. Swoją pierwszą zawodową walkę wygrał lublinianin Łukasz Maciec. Na piątkowej gali boksu nie obyło się bez technicznych nokautów i wygranych pięściarzy Ochikara Gmitruk Team oraz Paco Lublin.

Pięściarskie emocje zaczęły się już podczas walk amatorskich. Publiczność dość żywiołowo zareagowała szczególnie na pojedynek Karoliny Michalczuk i gościnny występ Michała Cieślaka z Broni Radom. Oboje pewnie wygrali swoje walki. Znacznie więcej atrakcji widzów czekało jednak podczas walk zawodowych. Tu jako pierwszy radość fanom sprawił Łukasz Maciec. Lublinianin, zawodnik Paco Lublin, w swoim debiucie na zawodowym ringu zaprezentował się dość poprawnie. Słowacki rywal Rafael Tibor choć górował doświadczeniem (i wiekiem) uległ jednak Maćcowi na punkty. Nie bez wpływu był tu doping lubelskiej publiczności, wśród której zasiadło liczne grono znajomych młodego boksera Paco.

Główną walką wieczoru było jednak starcie Mateusza Masternaka i Alexa Mogylewskiego. Obaj mieli chrapkę na tymczasowy młodzieżowy pas mistrza świata federacji WBC. Po dwóch niezbyt szybkich i efektownych rundach, w kolejnych dwóch lepszy okazał się Polak. Do tego stopnia, że Master już w piątej rundzie mógł na swoje konto wpisać techniczny nokaut. – Taką mieliśmy taktykę. Chciałem przetrzymać rywala. Nie do końca wiedziałem na co go stać. Z informacji jakie udało się nam uzyskać przed walką wynikało, że ma „ciężką łapę”, jeśli wygrywa to raczej w pierwszych rundach, dlatego na początku badałem jego rzeczywiste możliwości. Bardzo szybko udało mi się go „zmiękczyć” co zaowocowało technicznym nokautem – dodaje Masternak.

Podczas piątkowej gali nie obyło się bez dodatkowych atrakcji. Piotr Wilczewski musiał się nieźle napocić w starciu z Konstantinem Makhankovem. Białorusin unikał ciosów, mocno „pajacując” w ringu. – To była celowa gra z jego strony. Wiedział, że nie dam się pokonać inaczej jak tracąc głowę. Na szczęście nie dałem się sprowokować – przyznał Wilczewski. Swoją walkę wygrał na punkty.

Do niecodziennego incydentu doszło podczas pojedynku Geira Inge Jorgensena. Norweg w drugiej rundzie chcąc uniknąć kolejnego ciosu Armando Candela mocno odchylił głowę do tyłu i... w drobny mak rozbił filtr wysuniętej w stronę ringu telewizyjnej kamery. – To groźna, choć śmieszna sytuacja. Gdyby moja głowa nie wylądowała centralnie na oku kamery pewnie rozciąłbym sobie głowę, a tak zdarzenie to dało mi chwilę wytchnienia. Przyznam szczerze, że na moment straciłem koncentrację. Najważniejsze, że głowa mnie nie boli, a bardziej powinien się martwić operator kamery. Chyba nieźle mu się za to dostanie – skomentował Jorgensen.

Norweg bez kłopotu pokonał swego rywala, w drugiej rundzie serwując kibicom techniczny nokaut. Dla „Małego Księcia” była to już 28 zawodowa walka (czwarta w Polsce). W swojej karierze przegrał tylko jedną.

Jacek Sadowski

.

Zaloguj się, by móc komentować

Nasz Sklep on-line



 









Partnerzy





Zadanie w zakresie wspierania i upowszechniania kultury fizycznej realizowane jest przy pomocy finansowej Miasta Lublin

























 


















OFERTA WYNAJMU

Gościmy

Odwiedza nas 403 gości oraz 0 użytkowników.

Dawne Kino

Paco Zana 72

Spot PACO

Spot sklepu PACO

Kluby Sportowe PACO