"Karolina Michalczuk doleciała szczęśliwa do Polski" Lubelska bokserka jako jedyna spełniła nadzieje działaczy PZB. – Nadal nie mogę uwierzyć w to, co stało się w Chinach – tak wczoraj o swoim złotym medalu bokserskich mistrzostw świata mówiła Karolina Michalczuk na lotnisku w Warszawie. Na Okęciu powitali ją kibice, działacze sportowi i spora gromada dziennikarzy.Ci ostatni sprawili, że pięściarka opuszczała hall lotniska przez prawie godzinę.

 

– Jestem naprawdę bardzo szczęśliwa. Złoty medal przywieziony z Chin to jedno z moich marzeń. Nie żałuję, że spełniło się dopiero w Ningbo, a nie dwa lata temu w Delhi. Teraz jest tym bardziej cenny. Kolejnym moim celem jest złoty medal na olimpiadzie – stwierdziła z pełną szczerością Michalczuk.

Mistrzostwa w Chinach od samego początku były dla lubelskiej zawodniczki szczęśliwe. – W pierwszej rundzie dostałam wolny los, co dało mi czas na zaaklimatyzowanie się oraz na małe wycieczki po Ningbo. Z nich najbardziej zapamiętałam knajpę, gdzie oprócz drobiu podawano... psy. Pomimo lekkiego głodu, bo nasza hotelowa restauracja była nędzna, nie skosztowałam – zdradza tajemnice pobytu w Chinach.

Najcięższy dla Michalczuk okazał się finał. – Przez pierwsze walki przeszłam jak burza. Wydawało mi się, że tak samo pójdzie w finale. Z Adams walczyłam już przecież w tym roku w Liverpoolu. Mocno ode mnie oberwała, ale w Ningbo bardzo mnie zaskoczyła. Wyraźnie zmieniła taktykę, uderzając i od razu odskakując na bezpieczny dystans. To wybiło mnie z rytmu – przyznaje lubelska bokserka. – Męczyłam się jedynie do połowy drugiej rundy. W trzeciej już ją miałam – dodaje z uśmiechem Michalczuk. Lubliniankę mocno podbudował doping chińskiej publiczności. – Polaków w ogóle tam nie było. Z kolei Chińczycy bardzo chcieli, bym wygrała. Ich reprezentantka w półfinale dostała ode mnie tęgie lanie – dodaje Michalczuk, która wspomina o pojedynku z Zhang Qin. Tuż po wygranej zawodniczka Paco długo nie mogła opuścić turniejowej hali. – Byłam tam nie lada sensacją. W mojej kategorii byłam po prostu najlepiej umięśnioną zawodniczką – dorzuca Michalczuk.

Po powrocie do kraju lubelska pięściarka chciałaby odpocząć, jak na razie nie może jednak odgonić się od dziennikarzy. – Ciągle ktoś do mnie dzwoni, chce się umówić na wywiad, zaprosić do programu. Pytają o następne walki – żali się bokserka.

Decyzja jednak zapadła. W tym roku fani Michalczuk nie zobaczą jej już na ringu. Lublinianka weźmie jeszcze udział w III Międzynarodowym Turnieju Bokserskim, jaki organizuje jej macierzysty klub. Będzie to jednak udział czysto honorowy. Treningi Michalczuk wznowi dopiero w Nowy Rok. – To już taka mała tradycja. Kilka lat temu trener Maciejewski kazał mi przyjść do klubu 1 stycznia i... przyjęło się – śmieje się Michalczuk.

.

Zaloguj się, by móc komentować

Nasz Sklep on-line



 









Partnerzy





Zadanie w zakresie wspierania i upowszechniania kultury fizycznej realizowane jest przy pomocy finansowej Miasta Lublin

























 


















OFERTA WYNAJMU

Gościmy

Odwiedza nas 452 gości oraz 0 użytkowników.

Dawne Kino

Paco Zana 72

Spot PACO

Spot sklepu PACO

Kluby Sportowe PACO